Dwunastoletni Józef wyjeżdża z Romanowa do Białej Radziwiłłowskiej. Egzamin wstępny zdany doskonale, w języku polskim i francuskim, pozwala ma na rozpoczęcie nauki od razu w drugiej klasie Akademii Bialskiej, będącej filią Akademii Jagiellońskiej. Józef trafił pod opiekę rektora szkoły, profesora Józefa Preyssa, kierownika szkoły, ale również wykładowcy matematyki i łaciny. Najbliższym kolegą pisarza stał się syn profesora Preyssa, Oleś. Z nim też pisarz zamieszkał. W bialskiej szkole poznał także Jana Glogera, ojca Zygmunta Glogera, polskiego historyka, archeologa i etnografa. Z wykładowców największy wpływ miał na Józefa profesor Adam Bartoszewicz, nauczyciel matematyki i języka ojczystego. To właśnie profesor Bartoszewicz wprowadził Józefa w świat poezji, dzięki niemu pisarz poznał dzieła Krasickiego, Niemcewicza, Brodzińskiego… Do matematyki nie miał zapału. Przyznał później, że smaku do rachunków i do wszystkiego, co wiąże się z cyframi, nie miał nigdy. W literaturze zaś rozkochał się na dobre. Gdy dowiaduje się, że na strychu Akademii jeden z profesorów zostawił swoje stare niepotrzebne książki, nie zwleka ani chwili, aby je obejrzeć. A znajduje tam prawdziwe cuda, które potęgują jeszcze jego pasję do ksiąg i książek. Tak wspominał to zdarzenie w Pamiętnikach: Chwili tej do dziś zapomnieć nie mogę…Pierwszym szpargałem odartym, który mi się w ręce dostał, był Zielnik Marcina z Urzędowa. […] spostrzegłszy książki, rzuciłem się na nie jak na skarb, z gorączkową chciwością. Pomiędzy mną a nimi był jakiś, nie wiem, pozaświatowy związek, zdało mi się, że je sobie przypominam, jakby dawniej gdzieś widziane i znane. Miłość tę do bibuły wiernie aż do dziś dnia zachowałem w sercu i Bóg jeden wie, ile ona mnie kosztowała. Kraszewski był uczniem zdolnym, ale nie zawsze widać to było w postępach w nauce, bo jak sam wyznał nie mogę się wcale pochwalić, ażebym był uczniem bardzo pilnym; miałem brzydki zwyczaj uczyć się zawsze nie tego, co było potrzeba, ale ku czemu ciągnęła fantazja i owa nienasycona ciekawość, która ciągnie do piekła.
Poznaje też Białą Radziwiłłowską, nazywaną Alba Ducalis (Biała Książęca). Fascynują go pozostałości zamku radziwiłłowskiego, pełne sekretów i legend: Stare zamczysko Radziwiłłowskie, któreśmy czasem mogli oglądać, do najwyższego stopnia rozbudzało fantazję resztkami życia, które po nim były rozsypane. Resztki pokojów zwierciadlanych, supraporty malowane, posadzki kunsztowne, gdzieniegdzie sprzęty stare, a raczej szkielety ich tylko, rzeźby, złocone okładziny ścian, mówiły o niedawnej przeszłości.[…] Ale ogromne sale wiały pustką i smutkiem. Swoją wizję tego prowincjonalnego wówczas miasteczka ukazał w powiastce Wielki świat małego miasteczka. W Akademii Bialskiej redaguje gazetkę szkolną, przygotowuje do niej winietki, tłumaczy z francuskiego bajki La Fontaine’a… To tutaj więc nieśmiało zaczyna swoją wielką karierę literata i dziennikarza.
W 1826 r. zostaje przeniesiony do Lublina, bowiem ówczesna Akademia Bialska nie dawała możliwości uzyskania tzw. patentu dojrzałości. Kariera naukowa w szkole wojewódzkiej kończy się szybko, po roku. Powodem negatywna ocena z matematyki. Surowy ojciec zabiera syna na Wołyń i w gimnazjum świsłockim otrzymuje Józef Ignacy maturę. Pobyt w Lublinie wspomina raczej źle: Po Białej szkoły w Lublinie, gdzie stałem u żyjącego dotąd profesora Ostrowskiego, matematyka, może dlatego właśnie, żem najmniej miał usposobienia i zdolności d matematyki. Lublin w stosunku do Białej wydawał się już wielkim, ożywionym i pełnym ciekawości miastem. […] Daleko więcej życia, ruchu i swobody zaznałem w Lublinie, więcej młodzieży starszej, złych dobrych przykładów. W stosunku do Białej był to już świat wielki. […] Czas spędzony tu , w starym Lublinie, niewiele wpłynął na moje rozwinięcie umysłowe, ale aż nadto na rozgorączkowanie przedwczesne, na pragnienie życia. Uczyło się łatwo, ale źle, nieporządnie, a nadto się swawoliło. Skończył się pobyt smutną katastrofą – bez promocji. Ojciec postanowił odebrać mię ze szkół Królestwa i oddać do słynnego gimnazjum w Świsłoczy. I to właśnie tu prawdziwie zasmakował w nauce: To pewna, żem ja więcej się nauczył w czasie krótkiego pobytu w Świsłoczy niż przeszłych lat, po innych szkołach. Zaraz na początku musiałem języka rosyjskiego, którego wcale nie umiałem, uczyć się skwapliwie, aby mi nie był przeszkodą do wyższej klasy. […] Następnie wziąłem się szczerze do innych języków, mianowicie łacińskiego i greckiego. Nigdy Was nie zapomnę Paradoxa Cyceronowe, na których sił moich próbowałem. […] Pamiętam i ciebie, łagodny uczony, profesorze Walicki, któryś mnie na drogę filologicznej nad językiem pracy, zastanowienia wprowadził, któryś podał myśl tej historii języka polskiego, leżącej po dziś dzień w tece. […] W Białej bawiliśmy się więcej niż uczyli fizyką i chemią, w Lublinie męczyłem się matematyką, w Świsłoczy właściwie wziąłem się do języka i literatury.
Słów parę o studiach. Rozpoczął je Kraszewski w Wilnie. Najpierw na wydziale lekarskim, zgodnie z wolą ojca. Wkrótce porzuca ten kierunek i przenosi się na Wydział Wymowy i Nauk Wyzwolonych, potocznie nazywany wydziałem literackim. Studiował krótko, bo z powodu działalności patriotycznej w studenckiej organizacji, został aresztowany. Po pewnym czasie przeniesiony do szpitala, a następnie, dzięki staraniom ciotki Dłuskiej, przeoryszy wizytek w Wilnie i decyzją księcia Dołgorukowa, wychodzi z więzienia i dostaje się pod nadzór policyjny. Całkowicie uwolniony w 1833 r. na uniwersytet już nie wraca, bo ten decyzją cara Mikołaja I zostaje zamknięty 1 maja poprzedniego roku. Z tego krótkiego okresu studenckiego warto przypomnieć profesora Leona Borowskiego, który na pewno wpłynął na pogłębienie zainteresowań pisarza lingwistyką. Powstają też pierwsze dzieła literackie, wydawane pod pseudonimem Kleofas Fakund Pasternak.
Po powrocie do rodzinnego majątku, Dołhe, na dzisiejszej Białorusi, nawiązuje kontakt z Antonim Urbanowskim, do którego zamożnego majątku w Horodcu jeździ regularnie. Kataloguje jego liczący ponad 20 tys. tomów księgozbiór w języku francuskim, a przede wszystkim zbiera materiały źródłowe do dzieł historycznych . I poznaje pannę Zofię Woroniczównę, siostrzenicę pani Elżbiety Urbanowskiej i bratanicę ostatniego prymasa Polski, Jana Pawła Woronicza, która wkrótce zostanie jego żoną….cdn.